Chcesz być piękna, cierp!

wiedza i życie logo

Na całym świecie miliony kobiet poddają się katuszom, by sprostać wygórowanym – a często dziwacznym – wyobrażeniom piękna. Jednym wystarczy zastrzyk botoksu, inne dają sobie połamać szczęki. Co roku granica zdrowego rozsądku się przesuwa.

Spacerując po plaży w nadmorskiej miejscowości Qingdao w Chinach na widok tamtejszych plażowiczek można oniemieć z wrażenia. Spora część kobiet nosi bowiem na twarzy nylonową kominiarkę, nazywaną popularnie face-kini (bikini na twarz). Nie jest to bynajmniej wyraz uznania dla działaczek z grupy Pussy Riot, ale moda, która od dwóch lat podbija Państwo Środka. Rzesze kobiet z chińskiej klasy średniej, a także te, które do niej aspirują, traktują ochronę przed słońcem niemal jak fetysz, podobnie jak przeznaczony do tego celu sprzęt. Opalenizna na twarzy kojarzy się w Chinach z prowincjonalnym pochodzeniem i pracą w polu.

To mało szlachetne – podkreślają miastowi, którzy opinie na swój temat traktują poważniej niż zdrowy rozsądek i robią wszystko, by nie dać innym powodów do plotek. Siedzą więc w kominiarkach na plażach prażąc się w ponad trzydziestostopniowym słońcu. Dla jednych to przesada dla innych wyraz nowoczesności. Skoro od lat ogromną popularnością cieszą się tam koronkowe rękawice zakrywając ręce do samych ramion, czemu nie pójść o krok dalej i nie zasłonić także twarzy – pytają producenci.

Nie da się ukryć, że azjatycki ideał piękna różni się od europejskich wyobrażeń. Podczas gdy u nas opalona skóra uchodzi za przedmiot pożądania, w Azji wręcz przeciwnie. Im bledsza tym lepiej. Face-kini to jeden z łagodniejszych przykładów porzucenia funkcjonalności na rzecz mody. Niestety często kobiety decydują się na wiele cierpień i uszczerbków na zdrowiu, by sprostać dziwacznym wyobrażeniom piękna.

Lekarze jak rzeźbiarze

Pod względem najbardziej inwazyjnych operacji plastycznych króluje Azja. Tam wygląd to jedynie kwestia zasobności portfela. Kilkanaście miesięcy temu świat obiegła wiadomość o Jian Fengu, Chińczyku, który pozwał swoją żonę za to, że ta urodziła mu brzydkie dziecko. Dopiero po kilku latach małżeńskiego życia i narodzinach potomstwa miało wyjść na jaw, że dziecko w żaden sposób nie przypomina urodziwej małżonki. Ta, przyparta do muru przyznała, że wydała krocie na kilkanaście operacji plastycznych, które odmieniły ją nie do poznania. Feng postanowił ją ukarać i złożył pozew o odszkodowanie, które w dodatku wygrał.

Ta niesamowita historia to chwyt marketingowy jednej z chińskich klinik specjalizującej się w zabiegach chirurgii estetycznej. „Jedyne, czego musisz się obawiać to fakt, że kiedyś na świecie pojawią się twoje dzieci” głosi jej hasło reklamowe. Sama historia nie jest jednak nieprawdopodobna. Chińscy celnicy wielokrotnie spotykali się z sytuacją, kiedy w czasie odprawy paszportowej nie mogli poznać powracających do kraju obywateli, bo po zagranicznych operacjach wyglądali zupełnie inaczej niż przed opuszczeniem kraju.

Bardzo popularnym zabiegiem w tej części świata jest sztuczne wydłużanie nóg. Wysoki wzrost to po bladej cerze kolejny najbardziej pożądany atut. Pacjenci godzą się więc na łamanie kości, by dodać sobie kilku centymetrów. Zabieg jest niezwykle bolesny i skomplikowany. Lekarz za pomocą dłuta chirurgicznego lamie obydwie nogi i zakłada na nie specjalny ortopedyczny stelaż, który przez dziewięć miesięcy je rozciąga. W tym czasie w powstałej między kośćmi przerwie formowana jest nowa tkanka. Zwolennicy tej metody, a wśród nich coraz więcej jest Rosjan, zapewniają, że dzięki zabiegowi można dodać sobie nawet dziesięć centymetrów.

Okaleczanie nóg dla urody nie jest w Chinach niczym nowym. Podobno jeszcze do lat 50. panował tam zwyczaj krępowania kobiecych stóp. Dziewczynkom od wczesnego dzieciństwa matki owijały stopy bandażem, zaginając przy tym place i łamiąc kości śródstopia. Wszystko po to, by stopa była możliwie mała, bo tzw. kaczkowaty chód pobudzał erotycznie tamtejszych mężczyzn i był gwarantem dobrego zamążpójścia.

Dowodem na to, że operacje estetyczne w Azji są powszechnie akceptowane, są m.in. wybory „Miss Plastic Surgery”. Nowy konkurs piękności zorganizowano po tym, gdy osiemnastoletniej kandydatce Yang Yuan zabroniono udziału w wyborach miss Chin, ponieważ odkryto, że ma ona za sobą 13 operacji plastycznych. Nic nie stanęło na przeszkodzie w zorganizowaniu alternatywnej imprezy.

Tytuł azjatyckiej stolicy operacji plastycznych przypada jednak Korei Południowej. Na punkcie poprawiania swojej urody Koreańczyków ogarnęło istne szaleństwo. Koreanki traktują zabieg chirurgiczny jak wyjście do fryzjera, a według szacunków przynajmniej 20 proc. z nich ma za sobą operację plastyczną (dla porównania w USA zdecydowało się na to tylko 5 proc. pań.).

Niezmienną popularnością cieszy się operacja powiek. Za ok. 200 euro można zlecić korektę górnej i dolnej powieki. Nie chodzi o to, że jest to problem medyczny. Zarówno kobiety jak i mężczyźni chętnie poddają się zabiegowi, bo wycięcie fragmentów powiek powiększa optycznie oczy. W Korei od lat króluje moda na wielkie, mangowe oczy, które zwiększają atrakcyjność zarówno na rynku pracy jak i w sferze matrymonialnej.

O ile korekta powiek nie budzi w Koreańczykach absolutnie żadnych emocji, nawet dla wielu z nich szokującym zabiegiem, jest łamanie szczęki, by nadać jej nowy wygląd. Chodzi o to, że wyrazista szczęka, charakterystyczna dla europejskiego typu urody, w tej części świata postrzegana jest wręcz za brzydką. Angelina Jolie, dla wielu ideał, nie robi więc większego wrażenia w Korei. Obecnie na topie jest twarz w kształcie litery V, a więc wielkie oczy i spiczasty podbródek, jakim mogą pochwalić się bohaterowie bajek i gwiazdy k-popu. Po wykonaniu nacięcia nastawia się szczękę w taki sposób, by kształt podróbka odpowiadał wymaganiom pacjentki. Następnie przez kolejne sześć tygodni następuje rozciąganie kości na specjalnym szkielecie. Zabieg jest więc nie tylko długotrwały, bolesny, ale i niebezpieczny. Zmiana struktury kości twarzy może powodować odrętwienie szczęki lub jej paraliż.

Na azjatyckim rynku nie sposób nie wspomnieć o Tajlandii. Tamtejsi chirurdzy znani są przede wszystkim z operacji zmiany płci. Cieszą się ogromną popularnością nie tylko wśród Azjatów, ale również wśród Europejczyków i Amerykanów. Nie bez znaczenia pozostaje cena tamtejszych zabiegów, niższa często o kilkadziesiąt procent w stosunku do zachodniej części świata. To dlatego Tajlandia jest najpopularniejszym od lat kierunkiem tzw. turystyki plastycznej. Osoby zainteresowane poprawieniem swojej urody jadą na specjalnie przygotowaną wycieczkę, której zwieńczeniem jest korekta wybranej przez siebie części ciała.

Botox podbija świat

Państwem gdzie skalpel powinien widnieć w godle narodowym, jest Wenezuela. O absolutnym szaleństwie na punkcie operacji plastycznych świadczy fakt, że miejscowe banki udzielają na nie specjalnych kredytów. Jeden z polityków w czasie kampanii wyborczej zorganizował nawet loterię, w której główną nagrodę stanowiła operacja powiększenia biustu. To stąd pochodzi siedem Miss Universe, sześć Miss World i tyle samo Miss International. Nie powinno więc dziwić, że o Wenezueli mówi się jak o kraju, w którym hurtowo produkuje się przyszłe miss. To z kolei odbija się na ogromnej presji społecznej, której efektem są operacje plastyczne fundowane dziewczętom już jako prezenty pierwszokomunijne.

Czasami efekt pogoni za pięknem może być jednak tragiczny. Przekonała się o tym Solange Magnano, była Miss Argentyny, która zmarła niedawno w wyniku powikłań po operacji ujędrnienia pośladków. – Kobieta, która zdobyła wszystko, straciła życie dla ładniejszej pupy. Zmarła, bo miała obsesję na punkcie piękna – skomentował po pogrzebie Roberto Piazza, projektant i przyjaciel zmarłej.

W USA krzykiem mody jest podobno usuwanie żeber u kobiet, by uzyskać zmysłowy kształt klepsydry. Jest tylko jeden minus. Przez kilka tygodni po zabiegu nie można dobrze oddychać, zginać się ani prowadzić samochodu, a powikłania obejmują zapadnięte płuca, uszkodzenia nerwów, przebicie przepony, infekcje i zapalenie płuc.

W europejskiej kulturze operacje plastyczne mają z goła inny cel. W przeciwieństwie do azjatyckiego modelu udoskonalania natury, panie ze Starego Kontynentu liczą przede wszystkim na zabiegi odmładzające. Ogromną popularnością cieszy się wstrzykiwanie botoxu, czyli toksyny botulinowej, występującej m.in. w jadzie kiełbasianym. Pod tym względem w Europie rekordy biją Brytyjczycy. Liczba obywateli Wielkiej Brytanii którzy podjęli się zabiegu wstrzykiwania botoxu sięgnęła powyżej miliona! Problem w tym, że jeśli już ktoś decyduje się na ten krok powinien udać się do specjalisty, przez którego zostanie przebadany i dokładnie poinformowany o konsekwencjach zabiegu. Tymczasem bardzo często dzieje się odwrotnie. Początkowo bulwersowały imprezy typu „botox party” na które zapraszano specjalistę, który lawirował wśród roztańczonego tłumu, aplikując zastrzyk wszystkim zainteresowanym. Obecnie botox można kupić w internecie, gdzie chętnych na samodzielne kuracje nie brakuje. Koszt to 25-250 funtów.

Fazel Fatah, szef  British Association of Aesthetic Plastic Surgeons nie kryje zdumienia. – Kupowanie botoxu albo innych wypełniaczy przez internet jest ekstremalnie niebezpieczne, ponieważ kupujący nie ma pojęcia skąd pochodzi towar. Produkt może być skażony i nie do końca czysty. Nie mamy również pewności, czy to rzeczywiście jest botox. Zbyt częste i nadmierne dawki botoxu mogą doprowadzić do rozwoju odporności pacjenta na leczenie lub spowodować asymetrię twarzy – przestrzega.

Autor: Kamil Nadolski

To tylko fragment tekstu opublikowanego w miesięczniku „Wiedza i Życie” 3/2014. Cały artykuł dostępny jest na łamach magazynu. 

Dodaj komentarz