Domy zasilane energią słoneczną, farmy miejskie na drapaczach chmur, a nawet pływające wyspy, pełniące funkcję miast. To nie fragment powieści Juliusza Verne’a, a realne projekty eko-miast przyszłości.
Do 2050 r. trzy czwarte ludzkości będzie żyło w miastach. Nie trzeba być ekspertem aby prognozować, że jeśli aglomeracje będą rozrastały się w takim tempie, otaczająca nas przyroda stanie się reliktem przeszłości. Jak rozwiązać ten problem? To proste, budując ekologiczne miasta.
Samowystarczalne domostwa
Wiadomo, że architektoniczne cele najłatwiej osiąga się małymi krokami. Myśląc o rozbudowie całych miast, tak aby w ich przestrzeni swoje miejsce znalazły eko-projekty, warto zacząć od pojedynczych budynków. Z roku na rok budowa tzw. pasywnych domów zyskuje bowiem na popularności.
Pasywne budynki to takie, które przy ekstremalnie niskim wykorzystaniu energii potrafią zapewnić maksymalny komfort cieplny. Efektywne wykorzystanie energii słonecznej osiągnąć można choćby poprzez właściwe ustawienie domu (zorientowanie mieszkania na południe).
Na tym nie koniec. Odpowiednia powłoka i kolorystyka ścian sprawią, że ciepło zgromadzone przez kolektory słoneczne, nie ucieknie, a tym samym energia nie będzie marnotrawiona. Ciepło wnętrza ziemi można wykorzystać do ogrzewania bieżącej wody, a gaz pozyskiwać z rozkładu ścieków i odpadów. Słowem, pełna samowystarczalność i uniezależnienie się od energii z zewnątrz. Poza tym takimi budynkami można sterować przez telefon komórkowy i Internet.
Oprócz wymiaru ekologicznego jest jeszcze jeden – ekonomiczny. Choć początkowo wybudowanie takiego domu jest nawet 15% droższe niż zwykłego, inwestycja zwraca się. Tradycyjny dom z lat 80. potrzebuje ok. 220 kWh energii do ogrzania jednego metra kwadratowego powierzchni. Współczesny dom niskoenergetyczny: 30-70 kWh/m2, a domy pasywne mniej niż 15 kWh/m2 w skali roku. To kilkanaście razy mniej niż w przypadku tradycyjnego budownictwa.
Dziś budowa pasywnych domów uchodzi jeszcze za ekstrawagancję, niedługo jednak może stać się koniecznością, głownie poprzez ingerencję człowieka w środowisko naturalne. Szacuje się, że na świecie wybudowano ponad 20 tys. prywatnych domów pasywnych. W zdecydowanej większości powstały w Niemczech, Szwajcarii i Skandynawii. W Polsce to nadal nowość. Sytuacja ulega jednak zmianie i z każdym rokiem jest coraz lepiej.
W Innsbrucku już dwa lata temu oddano do użytku całe osiedle mieszkań pasywnych (w sumie 3 mln metrów kwadratowych), tworząc tym samym największe na świecie osiedle domów pasywnych. Kolejne powstać mają w Linz i Wiedniu.
Wiszące ogrody
W temacie ekologicznych miast jest jeszcze kilka innych kwestii do przemyślenia. Podstawowy problem to zaopatrzenie w żywność. Rozrastające się aglomeracje sprawią, że dostawcy będą musieli przemierzać każdego dnia setki kilometrów, zakładając, że znajdzie się jeszcze miejsce na uprawy. Jedynym rozwiązaniem będzie hodowanie wszystkiego na miejscu w wielkich farmach.
W celu oszczędności powierzchni pod zabudowę, farmy miejskie należałoby tworzyć w drapaczach chmur. Prof. Dickson Despommier, autor książki „The Vertical Farm. Feeding the World in the 21st century” właśnie w pnących się dziesiątki metrów w górę ogrodach widzi przyszłość. Dzięki odpowiedniej pielęgnacji i stworzonym warunkom (m.in. uprawie bez gleby, metodą hydroponiczną, która polega na utrzymywaniu zanurzonych korzeni non stop w wodzie) plony można byłoby zbierać kilka razy do roku i to bez względu na pogodę.
Specjaliści szacują, że jeden budynek o wysokości 49 pięter jest w stanie produkować tyle żywności co farma o powierzchni 700 hektarów. Doskonale wie o tym John Edel, przedsiębiorca z Chicago i już dziś realizuje projekt Plant Chicago. W jednym z przemysłowych budynków stworzył czteropoziomowe gospodarstwo, w którym hoduje sałatę, jarmuż i rukiew wodną. W dalszej perspektywie znajdą się też inne rośliny.
Podobnych projektów jest więcej. Sky Farm, autorstwa Gordona Grafa, zakłada budowę 58-piętrowego ogrodu w Toronto. Studenci z Malezji zaprojektowali z kolei więzienie, będące jednocześnie gospodarstwem rolnym wytwarzającym żywność na potrzeby miasta. Więźniowie resocjalizowaliby się poprzez uprawę miejskiej farmy.
Niestety, podobnie jak zdecydowana większość, jest to jedynie architektoniczna wizja, której do realizacji jeszcze daleko. Górę bierze ekonomia, bo bardziej opłaca się przeznaczyć grunt pod biurowiec niż rośliny. Póki co kwitnie hodowla dachowa. W Nowym Jorku, czy japońskim mieście Fukuoka, plantacje na dachach budynków cieszą się ogromną popularnością.
Miasta wolne od smogu
Pozostaje jeszcze kwestia energii. W większości projektów pomysł na jej pozyskiwanie wiąże się z budową całych eko-miast od podstaw, w których główne założenie opiera się na stosowaniu odnawialnych źródeł energii słonecznej, wiatrowej i wodnej.
Słynna już wizja Lilly Pad, belgijskiego architekta Vincenta Callebauta, opiera się na budowie sztucznych wysp na morzu, które niczym lilie wodne unosiłyby się na wodzie. Każda z nich byłaby w stanie pomieścić do 50 tys. osób. Jednak podczas gdy projekt wodnych lilii możemy włożyć między bajki, sam pomysł eko-miast wzbudza ogromne zainteresowanie. Mało tego, są miejsca na świecie, gdzie jest już realizowany.
W Zjednoczonych Emiratach Arabskich od pięciu lat powstaje projekt Masdar City, pierwsze na świecie w pełni ekologiczne i samowystarczalne miasto. Woda ma być odsalana i oczyszczana z Zatoki Perskiej, śmieci zamieniane w gaz, a gaz w energię. Poza tym obowiązywać będzie całkowity zakaz poruszania się samochodami spalinowymi (tylko elektryczne!), dzięki czemu będzie to pierwsza aglomeracja miejska nie emitująca dwutlenku węgla do atmosfery. 50 tys. mieszkańców ma tam zamieszkać już w 2025 roku.
Z kolei w Chinach powstaje jedna z najbardziej futurystycznych i zaawansowanych budowali na świecie – Wuhan Energy Center. Wygląda jak wielki 140-metrowy kwiat lilii, której kielich to gigantyczna elektrownia słoneczna, największy zbiornik na deszczówkę oraz elektrownia wiatrowa w jednym.
Innym projektem Chińczyków jest budowa miasta Dongtan (25 km od Szanghaju), tworzonego od podstaw na wyspie piachu i błota, naniesionych przez rzekę Jangcy. Dongtan ma opierać się na trzech założeniach: naturalne źródła energii, minimum samochodów i maksimum recyklingu. Realizacja już trwa. W 2010 roku zakończono pierwszy etap budowy, oddanie do użytku całości planowane jest za trzydzieści lat.
Jeśli chodzi o koszty, znacznie łatwiej jest wybudować eko-miasto od podstaw niż dostosować istniejącą aglomerację do określonych wymogów. Z takiego założenia wyszedł amerykański architekt E. Kevin Schopfer, który przedstawił projekt odbudowy zniszczonego przez trzęsienie ziemi Haiti.
Pomysł, powiedzmy szczerze, innowacyjny, nosił nazwę Harvest City. Była to pływająca wyspa na planie koła o średnicy 3,2 km. Całkowicie ekologiczna, zasilana siłą żywiołów. W samym centrum koła znajdować miał się wewnętrzny port oraz najważniejsze ośrodki życia miasta: szkoły, urzędy, miejsca spotkań i handlu. Świat nie jest jeszcze gotowy na tego typu wizje, niewykluczone jednak, że już za parę lat…
Autor: Kamil Nadolski