Ilse Koch – wiedźma z Buchenwaldu

Więźniów z tatuażami kazała mordować, a z ich skóry – wytwarzać ozdoby. Żona komendanta obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie przeszła do historii jako jedna z najbardziej odrażających sadystek wszech czasów.

– Ty! – mówi Ilse Koch do więźnia rozebranego od pasa w górę i wskazuje szpicrutą wytatuowany na ręku numer obozowy. Zapisuje i idzie dalej. – Ty! – zagaduje kolejnego uśmiechając się przy tym złowieszczo. Czasem jest ich kilku czasem kilkunastu. Wszystko zależy od tego jaki tatuaż zdobi ich ciało. Pani Koch ma na ich punkcie obsesję, a jako żona komendanta obozu w Buchenwaldzie może robić co jej się żywnie podoba. Kiedy skończy wróci do swojej willi wybudowanej na obrzeżach obozu, a więźniowie dalej będą musztrowani na apelu. Wybrani jeszcze nie wiedzą, że owe „Ty!” oznacza wyrok śmierci. Na drugi dzień zostaną wezwani do obozowego szpitala, gdzie dostaną śmiertelny zastrzyk z fenolu. Skóra z tatuażem, który wpadł jej w oko zostanie chirurgicznie usunięta, wygarbowana i trafi do jej diabelskiej kolekcji.

W czasie procesu morderców z Buchenwaldu, więźniowie zeznawali, że Ilse Koch z ludzkiej skóry kazała wyrabiać rękawiczki, torebki, oprawy książek, pokrowce na sztylety, a nawet abażury do lamp. Jadalnię jej obozowej willi zdobiły czaski więźniów, a więźniowie przekazywali sobie przeraźliwe opowieści o spreparowanych kciukach służących za włączniki do światła czy obrusie z ludzkiej skóry.

To z tego powodu nazywaną ją „wiedźmą” i „suką” z Buchenwaldu, a opowieści o okrucieństwie frau Koch przerażały samych esesmanów. Do historii przeszła jako jedna z największych zbrodniarek II wojny światowej.

Ilse Koch, Historicon

Metamorfoza diabła

Zanim Ilse Koch (z domu Köhler) trafiła do Buchenwaldu, nie przejawiała żadnych oznak sadyzmu. Urodziła się w 1906 r. w robotniczej rodzinie z Drezna. Rudowłosa dziewczyna zawsze miała powodzenie u chłopców. Przez pierwsze lata zawodowej kariery pracowała jako maszynistka i sekretarka. Uwiedziona propagandą nazistowskiej ideologii w 1932 roku wstąpiła do NSDAP (nr legitymacji 1130836). Tam poznała starszego o blisko 10 lat Karla Otto Kocha, zasłużonego esesmana, który szybko piął się po szczeblach politycznej kariery. Himmler, który miał obsesję na punkcie stworzenia czystej rasy aryjskiej postanowił ożenić ich ze sobą. Ślub odbył się 25 maja 1936 r.

Kiedy w połowie lat trzydziestych władze SS uznały, że potrzeby jest nowy obóz na miarę Dachau, zapadła decyzja o budowie Buchenwaldu. Na stanowisko komendanta wyznaczono Kocha, awansując go przy okazji do stopnia SS-Standartenführera. Miał duże doświadczenie w zarządzaniu obozami, dowodząc w Sachsenburgu, Lichtenburgu, Esterwegen, Sachsenhausen i Columbia-Haus (więzieniu Gestapo w Berlinie).

Koch znany był wśród prominentów III Rzeszy jako sprawny administrator. Na taką opinię zapracował bezwzględną surowością i okrucieństwem wobec więźniów, choć tajemnicą poliszynela było, że potrafił zjednywać sobie przyjaciół przysługami i prezentami. Niemiecki historyk, prof. Günter Morsch, pisał wprost: „codzienne życie Kocha jako komendanta obozu charakteryzowały przestępstwa, brutalność, prywata, przysługi dla przyjaciół i alkoholowe ekscesy”.

Latem 1937 r. wraz z małżonką zjawił się w Weimarze, by objąć komendaturę obozu KL Buchenwald, wybudowanego na wzgórzu Ettersberg. Obydwoje zamieszkali w wystawnej willi, która przez kolejne lata okryła się niesławą. Podczas gdy on kierował obozem, Ilse również awansowała na stanowisko SS-Aufseherin, czyli uber-szefowej, której podlegały wszystkie esesmanki (w 1941 r. otrzymała kolejny awans – tym razem na stanowisko SS-Oberaufseherin, głównej nadzorczyni obozu kobiecego, której podlegały wszystkie strażniczki ze służb pomocniczych SS).

Buchenwald, jak większość innych obozów, został zaprojektowany według „modelu Dachau” Theodora Eickego. Wprowadzono w nim jednak kilka ważnych zmian: baraki, zamiast w równoległych rzędach, ustawiono w półkolu – taką konstrukcję podpowiadało naturalne wzniesienie Ettersbergu. Inaczej brzmiał również napis nad bramą wejściową. Nie było to Arbeit macht frei (Praca czyni wolnym) jak w Dachau, Auschwitz, Sachsenhausen, Flossenbürgu i Ravensbrück, ale Jedem das seine (Każdemu to, na co zasłużył), co nadawało obozowi jeszcze bardziej diaboliczne oblicze.

17 stycznia 1938 r. Ilse urodziła w obozowej willi pierwsze z trojga dzieci – syna imieniem Artwin. I choć wydawać by się mogło, że macierzyństwo wpłynie na nią pozytywnie, stało się na odwrót. Flint Whitlock w wydanej w tym roku książce „Bestie z Buchenwaldu” pisze bez ogródek: „Ilse Koch z żony i matki szybko zamieniła się w rudowłosego diabła, który brał udział w codziennym funkcjonowaniu obozu. Wkrótce stała się przekleństwem każdego więźnia”.

Okrutne praktyki

Obraz Ilse Koch jaki wyłania się ze wspomnień więźniów przedstawia ją jako zło wcielone. Wymagała, by wszyscy zwracali się do nie per „łaskawa Pani”, mimo że było to określenie zarezerwowane wyłącznie dla arystokracji. Była tak zarozumiała, że nie odpowiadała na powitania nawet żonom innych esesmanów. Była próżna, zimna, okrutna, zdegenerowana i żądna władzy.

Więzień Franz Schneeweiss wspominał jak pracował w pobliskim kamieniołomie, kiedy obok przejechała na koniu pani Koch. Popełnił błąd i na nią spojrzał. Spytała gniewnie: „Dlaczego na mnie patrzysz?” – a następnie uderzyła go kilkakrotnie krótkim skórzanym biczem w twarz, powodując tymczasową ślepotę.

Prowokowanie więźniów do spojrzeń było zresztą jej ulubioną rozrywką. Zachowały się relacje więźniów, według których zakładała prowokujące stroje, albo wręcz przechadzała się z odsłoniętymi piersiami, a jeśli zauważyła, że ktoś na nią zerka, kazała go wychłostać.

Co się zaś tyczy konia, na polecenie Karla Kocha wybudowano w Buchenwaldzie zadaszoną halę jeździecką, wielkości boiska piłkarskiego, by jego żona mogła swobodnie oddawać się przejażdżkom. Więźniowie zresztą nie przeszkadzali jej wcale, potrafiła bowiem w galopie wjeżdżać w tłum pracujących nieszczęśników, tratując wielu z nich.

Na terenie obozu znajdowało się również zoo, w którym esesmani trzymali niedźwiedzie, wilki, rysie, sarny, małpy, sokoły, a nawet nosorożca. Udręczeni więźniowie z żalem patrzyli, jak zwierzęta karmione są lepiej niż ludzie. Podobno zdarzały się nawet przypadki rzucania niedźwiedziom ludzi na pożarcie.

 Wyjątkową przyjemność sprawiało jej obserwowanie apeli i publicznych tortur więźniów. Paul Heller, czeski doktor i więzień Buchenwaldu, wspominał, że lubiła męczyć ludzi: „[…] Esesmani nas bili, a pani Koch tylko tam stała, ale jej obecność była sygnałem dla wszystkich, by zwiększyć tempo i wyżywać się na nas jeszcze bardziej. To dziwne spotkać takie cechy u kobiety. Poza obozem było wiele żon oficerów SS i żadna nie robiła tego. Myślę, że robiła to tylko dla własnej przyjemności. Nie nosiła munduru SS. Zawsze miała futro i wyglądała jakby szła na jakiś bal lub święto […] Stała tam zafascynowana i bardzo jej się podobało”.

Wiele mówiło się także o licznych romansach Ilse Koch, która miała kochanków wśród oficerów SS. Spotykała się ukradkiem również z obozowym lekarzem, dr Waldemarem Hovenem. Wiele osób uważa, że była nimfomanką. Jej cielesne ekscesy ponoć wzmogły się jeszcze bardziej, kiedy Karl dostał awans i w 1941 r. został oddelegowany jako nowy komendant obozu na lubelskim Majdanku. Choć jego miejsce zajął Hermann Pister, a Ilse została w Buchenwaldzie z dziećmi, nie ograniczała się w żaden sposób.

„Oddzielną historią były wieczory towarzyskie SS, które zaczynały się w Buchenwaldzie wielką fetą pod gołym niebem” wspominał Eugen Kogon, były więzień obozu. „[…]  później odbywały się średnio raz w miesiącu dla personelu zarządzającego. Były to ciągi jedzenia i picia, które zazwyczaj kończyły się dziką orgią”.

Największy strach wzbudzały okrutne praktyki Ilse związane z kolekcjonowanie skór z tatuażami. Ze skóry więźniów wyrabiano przedmioty codziennego użytku: rękawiczki, torebki, okładki do książek, czy pochwy na sztylety. Kurt Glass, były więzień, który pracował jako ogrodnik w Villa Koch, powiedział, że Ilse „wpadła na pomysł, że chciałaby mieć abażury z ludzkiej skóry i pewnego dnia na placu apelowym musieliśmy wszyscy rozebrać się do pasa. Ci, którzy mieli interesujące tatuaże byli zabijani, a ich skóra przerabiana na abażury dla niej. Używała także zmumifikowanych kciuków jako włączników w jej domu”.

Wiedźma z Buchenwaldu, Historicon

Autor: Kamil Nadolski

To tylko fragment artykułu opublikowanego na łamach magazynu Świat Wiedzy Historia.

Dodaj komentarz