Mieszkańców małej wioski w Kazachstanie od kilku lat męczą tajemnicze śpiączki, z których nikt nie jest w stanie ich wybudzić. Czy to początek nowej epidemii?
Komputer. To pierwsza rzecz, o jakiej pomyślał Aleksiej Gom, kiedy ocknął się w szpitalu. Razem z żoną przyjechał odwiedzić teściową, zamieszkującą małą wioskę Kałaczi na północy Kazachstanu. Po wspólnym obiedzie chciał sprawdzić skrzynkę mailową. Usiadł przy komputerze, włączył internet i… odzyskał przytomność 30 godzin później w szpitalnym łóżku. Nie ma pojęcia, co się stało, niczego nie pamięta. „Czułem, jakby ktoś nacisnął przycisk i mnie wyłączył” – opowiada na łamach „The Siberian Times”.
Lekarze przeprowadzili dziesiątki niezbędnych badań. Nie znaleźli niczego. Mężczyzna był zupełnie zdrów. W ostatnich latach w Kałaczi odnotowano 152 takie przypadki. Ludzie tracą przytomność bez powodu, zapadając w rodzaj letargu przypominającego śpiączkę. Zasypiają starzy i młodzi, kobiety i mężczyźni. Nie ma znaczenia, czy siedzą, stoją, czy są w ruchu. Kiedy zasypiają, nie sposób nikogo spośród nich dobudzić. Ten dziwny stan potrafi utrzymywać się od kilkunastu godzin do kilku dni. Naukowcy do dziś nie są pewni, co stoi za epidemią tajemniczych zaśnięć, choć hipotez a i podobnych wydarzeń w przeszłości nie brakuje.
Zabójcza mucha z Afryki
Najbardziej chyba znaną „senną” chorobą jest śpiączka afrykańska. Wywołuje ją pasożyt z grupy świdrowców (Trypanosoma brucei), przenoszony przez muchy tse-tse. Atakuje on różne narządy w ciele zainfekowanej osoby, ale największe kłopoty zaczynają się, gdy przedostanie się do układu nerwowego. Świdrowiec produkuje substancję o nazwie tryptofol, która przestawia zegar biologiczny ofiary. Chorzy na śpiączkę afrykańską potrafią nagle zasnąć w ciągu dnia, a obudzić się w nocy. W zaawansowanym stadium mózg jest tak zniszczony przez pasożyta, że ludzie już się nie budzą i w tym stanie umierają.
Świdrowiec jest wrażliwy na leki takie jak suramina, pentamidyna i melarsoprol. Niestety, dla mieszkańców Afryki są one często zbyt drogie. Sama choroba daje na początku mało charakterystyczne objawy – występuje gorączka i wysypka – co opóźnia postawienie prawidłowej diagnozy. Jeszcze do niedawna śpiączka zabijała rokrocznie nawet kilkadziesiąt tysięcy osób. Obecnie liczba nowych zachorowań spadła, choć eksperci podkreślają, że na infekcję świdrowcem narażonych jest nadal około 70 mln mieszkańców Afryki. Śpiączka afrykańska występuje przede wszystkim we wschodniej i centralnej części kontynentu. Mimo to w odległym Kałaczi brano pod uwagę i tę ewentualność. Jednak przeprowadzone testy wykluczyły obecność świdrowców, a także chorobotwórczych bakterii czy wirusów.
Identyczne objawy, brak przyczyny
Pierwszy przypadek odnotowano w 2010 r. Zasnęła starsza kobieta, która wyszła doić krowy. Początkowo lekarze podejrzewali udar mózgu, ale szybko zmienili zdanie, gdy liczba pacjentów zaczęła lawinowo rosnąć. Od marca 2013 r. napady snu nadchodzą falami i dotykają od kilku do kilkudziesięciu osób w tym samym czasie. We wrześniu zasnęło ośmioro uczniów w jednej klasie, podczas gdy pozostałym nic nie było. Rekordzistka Ljubow Bilkowa zasnęła aż osiem razy. W sumie problem dotknął jednej czwartej spośród 600 mieszkańców wioski. Objawy zawsze są identyczne. „Nagła, niekontrolowana potrzeba snu. Osoby zasypiające bełkoczą i mają problemy z koordynacją ruchową, dlatego może to przypominać udar” – tłumaczył w rosyjskiej telewizji dr Siergiej Ganiew, neurolog ze szpitala obwodowego w Kokczetawie.
Ponadto u niektórych, zwłaszcza u dzieci, pojawiają się halucynacje. Ludzie po wybudzeniu często nie pamiętają ostatnich chwil przytomności. W trakcie hospitalizacji skarżą się na zawroty głowy i bóle mięśni. Są lekko zamroczeni i mają problemy z koncentracją. „Potem stają się zdezorientowani i chwiejni emocjonalnie. Taki stan utrzymuje się nawet przez kilka tygodni. Nie wiemy, jakie mogą być długofalowe skutki tych śpiączek” – ostrzega prof. Leonid Rikanow z politechniki w Tomsku, który od czterech lat bada kazachski fenomen.
Rosyjskich specjalistów poprosił o pomoc rząd Kazachstanu, który do zbadania przypadku Kałaczi powołał specjalną komisję. Stawiano wiele hipotez, które szybko trafiały do kosza. Jedną z pierwszych była narkolepsja, czyli niekontrolowane napady snu. „Pacjenci cierpiący na nią mogą zapadać w krótkie, niekontrolowane drzemki, ale jest to sen fizjologiczny. Przypadki z Kałaczi, które trwają po kilka dni, wskazują raczej na utratę przytomności” – tłumaczy dr Aleksandra Wierzbicka z Ośrodka Medycyny Snu Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Uczeni przeprowadzili setki szczegółowych badań. Zbadali powietrze, ujścia wody, pobrano próbki gleby do badań. Bez rezultatu. Niczego nie znaleźli też w próbkach krwi pobranej od mieszkańców.
Badacze zaczęli więc szukać czegoś w powietrzu. Pierwszym podejrzanym był radon – radioaktywny bezbarwny i bezwonny gaz szlachetny. Mieszkańcy Kałaczi twierdzili, że wydobywa się on z położonej niedaleko nieczynnej kopalni uranu w Krasnogorsku. Podobnie jak inne gazy szlachetne – ksenon, argon i krypton – radon mógłby mieć właściwości znieczulające, a więc i usypiające.
Alternatywnym wyjaśnieniem było zaczadzenie. Śpiączkę miałby wywoływać tlenek węgla, gromadzący się w piwnicach podczas ogrzewania domów. Problem w tym, że podtrucia powinny wówczas dotyczyć wszystkich osób przebywających w konkretnym pomieszczeniu, w Kałaczi zaś było inaczej. Poza tym jakie musiałoby być stężenie, aby zatruć się tlenkiem węgla na dworze? Prof. Jan Ludwicki, kierownik Zakładu Toksykologii i Oceny Ryzyka w Narodowym Instytucie Zdrowia Publicznego, wśród objawów zaczadzenia wymienia bóle głowy, nudności i ogólne osłabienie.
„Nie zanotowano jednak przypadków śpiączki. Zatrucia tlenkiem węgla na otwartym powietrzu praktycznie się nie zdarzają” – komentuje profesor. Choć badania będą trwały dalej, lokalne władze nie chcą dłużej czekać i zdecydowały się na przesiedlenie mieszkańców wioski. Mają poparcie większości z nich. W pierwszej kolejności przeniesione zostaną rodziny z dziećmi. Lekarze pracujący w Kałaczi postawili wstępną diagnozę – encefalopatia o nieznanej etiologii, co oznacza uszkodzenie mózgu z nieznanych przyczyn. I choć może to wyglądać jak dowód na bezradność nauki, warto pamiętać, że takie przypadki zdarzały się już wcześniej.
Autor: Kamil Nadolski
To tylko fragment tekstu opublikowanego na łamach magazynu Focus (7/2015). Cały artykuł dostępny jest w papierowym wydaniu miesięcznika.