Gdzie ci kosmici?

Wszechświat jest nieskończenie wielki, więc to logiczne, że gdzieś w jego zakamarkach musi istnieć życie – argumentują ludzie wierzący w istnienie pozaziemskiej cywilizacji. Pokażcie dowody – studzą ich zapał sceptycy!

Początki badań rozumianych dzisiaj pod pojęciem ufologii, możemy datować na rok 1947. W USA doszło wówczas do dwóch zdarzeń, które sprawiły, że opinia publiczna usłyszała o tajemniczych wypadkach, których bohaterami mieli być rzekomi przybysze z kosmosu. Pierwszy miał miejsce 24 czerwca 1947 r. i dotyczył pilota Kennetha Arnolda, który podczas lotu nad Mount Rainier w stanie Waszyngton widział dziewięć poruszających się z nieprawdopodobną prędkością dysków (to po jego reakcji ukuto termin „latające dyski”). Wydarzeniem tym zaczęto się interesować zwłaszcza w kontekście kolejnego incydentu, który miał miejsce w Stanach zaledwie osiem dni później w Roswell. W małym miasteczku w stanie Nowy Meksyk miał bowiem rozbić się „latający talerz” z pasażerami na pokładzie.

Świadkami było kilku mieszkańców miasteczka. Co ciekawe rankiem 8 lipca 1947 r.  amerykańska armia, za pośrednictwem płk. Williama Blancharda poinformowała prasę o odnalezieniu wraku niezidentyfikowanego obiektu, który został przetransportowany do lokalnej bazy wojskowej. Wieczorem tego samego dnia zdementowano jednak tę informację, tłumacząc, że w rzeczywistości był to tylko meteorologiczny balon sondażowy. Informacja, która obiegła świat była wówczas nie do powstrzymania. Rozpoczęła się gorączka UFO i doszukiwanie się działań istot pozaziemskich, a od 2001 roku 2 lipca obchodzony jest Światowy Dzień UFO.

Wierzyć, nie wierzyć?

Oczywiście już wcześniej pojawiały się doniesienia o rzekomych dziwnych smugach światła na niebie. Po 1947 r. zyskały jednak bardziej sprecyzowane uzasadnienie. Zjawisko UFO (Unidentified Flying Object), czyli niezidentyfikowanych obiektów latających, jak sama nazwa wskazuje nie zawsze i niekoniecznie musi dotyczyć przybyszów z kosmosu. To po prostu obiekt, którego pochodzenia (przynajmniej początkowo) nie da się ustalić. 95% wszystkich zjawisk interpretowanych przez ludzi jako UFO znajdowało jednak racjonalne uzasadnienie. W wielu przypadkach chodziło o zjawiska atmosferyczne (kiedyś pozaziemskie znaczenie nadawano m.in. piorunom kulistym, o których dziś wiemy nieco więcej).

Nie bez znaczenia był także okres zimnej wojny, kiedy to dwa zwalczające się bloki testowały technologie, którymi niekoniecznie chciały się chwalić, więc pogłoski o ich pozaziemskim pochodzeniu były rządzącym na rękę. Wystarczy wspomnieć choćby amerykański samolot szpiegowski Lockheed U-2, który po pokryciu go srebrną powłoką sprawiał wrażenie „kosmicznego”. Zdaniem historyka Geralda Hainesa, co najmniej połowa doniesień o UFO nad USA w latach 50. i 60. dotyczyła lotów właśnie U-2. Nadal pozostaje jednak te nieszczęsne 5%, które w wielu przypadkach trudno logicznie wytłumaczyć.

Zwolenników wiary w UFO na świecie nie brakuje. Sondaż przeprowadzony w Stanach Zjednoczonych wykazuje, że 6% populacji twierdzi, iż widziało na własne oczy UFO. Z badań przeprowadzonych przez dzienniki Guardian i Observer wynika, że więcej młodych ludzi w wieku pomiędzy 15. a 24. rokiem życia wierzy w UFO niż w Boga (61% do 49%). Podobne badania w 2011 r. przeprowadzał w Polsce CBOS. Z poglądem, że Ziemię czasem odwiedzają latające talerze i inne nieznane obiekty, zgadza się co szósty respondent (17%). Jednocześnie ponad dwa razy więcej osób wierzy w istnienie innej rozumnej cywilizacji we wszechświecie (39%).

Problem polega na tym, że wokół samego pojęcia UFO zrodziło się tyle mitów, nadinterpretacji i błazenady, że większości z nas trudno zachować powagę kiedy słyszymy doniesienia na temat pozaziemskich przybyszów. Wielokrotnie słyszeliśmy choćby o porwaniach ludzi przez kosmitów (rzekomo w celach eksperymentalnych), kręgach w zbożu, czy tajemniczych okaleczeniach zwierząt. Erich von Däniken, szwajcarski pisarz i publicysta przekonuje z kolei, że przybysze z kosmosu odwiedzali naszą planetę już w czasach prehistorycznych. Oczywiście wiele z poruszanych zagadnień spędza racjonalistom sen z powiek, bo nie sposób je logiczne wytłumaczyć. Wystarczy jednak jeden facet z deską na polu, który pokaże jak stworzyć „krąg w zbożu”, by na wszystko patrzeć już bardzo sceptycznie.

Bezmiar wszechświata

Aby uzmysłowić sobie jaka atmosfera towarzyszy wokół tematu UFO wystarczy odpowiedzieć sobie na jedno pytanie: gdybym był naocznym świadkiem takiego zjawiska, to czy nie miałbym oporów przed opowiadaniem o tym? Lęk przed kompromitacją często byłby większy. Wiara w odwiedzających naszą planetę Obcych traktowana jest przez ten sam pryzmat co znachorstwo czy astrologia. Na wszystko zaczynamy więc patrzeć bardzo racjonalnie, za wszelką ceną szukając wytłumaczalnego uzasadnienia. Czy słusznie? Stanisław Lem stwierdził niegdyś, że wybuch bomby atomowej na Ziemi inteligentny obserwator znajdujący się na innej planecie mógłby wytłumaczyć obiektywnymi prawami fizyki. Z drugiej strony to dziwne, że doniesienia o UFO nie pochodzą nigdy od ludzi, którzy zawodowo zajmują się astronomią.

Zostawmy jednak kwestię odwiedzin na Ziemi i skupmy się na samej możliwości istnienia jakiegokolwiek życia w kosmosie. Czy w naszym Układzie Słonecznym mogłoby istnieć życie poza Ziemią? W XX wieku bardzo często rozpatrywano taką ewentualność w kontekście eksploracji Marsa. Jak razie nic nie wskazuje na to, by jakkolwiek forma życia mogła tam przetrwać. Nie wiemy jednak co jest na innych planetach. Naukowcy hipotetycznie szacują, że bliżej nieokreślona forma życia mogłaby przetrwać na Europie (księżycu Jowisza), Tytanie, Enceladusie i Rei (księżycach Saturna), a nawet w górnej warstwie atmosfery Wenus.

A to zaledwie drobna cząstka tego co reprezentuje sobą bezmiar wszechświata. Szacuje się, że tylko nasza galaktyka składa się przynajmniej z 200 mld gwiazd. To musi działać na wyobraźnię. Frank Drake, amerykański astronom ułożył nawet matematyczne równanie, dzięki któremu da się rzekomo oszacować liczbę inteligentnych cywilizacji w naszej galaktyce. Zdaniem Amerykanina wystarczy wziąć pod uwagę fakt, że część Drogi Mlecznej stanowią gwiazdy bardzo podobne do naszego Słońca. Wystarczy, że zaledwie ułamek z nich otoczony jest przez planety, a tylko drobny ułamek z nich jest podobny do Ziemi, a tylko w ułamku z nich wykształciło się życie. Biorąc pod uwagę 200 mld gwiazd i ułamkową teorię prawdopodobieństwa wynik i tak byłby liczony w milionach.

Słuchając kosmosu

Od lat prowadzone są badania odnalezienia dowodów na istnienie cywilizacji pozaziemskich. W międzyczasie wykształciła się nawet nowa dziedzina wiedzy, zwana astrobiologią. Musimy mieć jednak na uwadze fakt, że możliwości są dosyć ograniczone. Oprócz hipotetycznego typowania planet pozasłonecznych znajdujących się w ekosferze gwiazd, mamy do dyspozycji metodę radioteleskopową, czyli eksploracji kosmosu za pomocą sygnałów radiowych. Ze względu choćby na czas przesyłu sygnałów jest to jednak metoda wymagająca dużo cierpliwości. Dla przykładu pod koniec 2008 roku członkowie witryny sieciowej Bebo, przy użyciu radioteleskopu RT-70 należącego do Narodowej Agencji Kosmicznej Ukrainy, wysłali tzw. „Wiadomość z Ziemi” (A Message From Earth). Celem jest planeta Gliese 581 d, krążąca wokół gwiazdy Gliese 581. Wiadomość dotrze tam jednak dopiero w roku 2029, a ewentualna odpowiedź mogłaby zostać odebrana na Ziemi w roku 2049.

Nie oznacza to jednak, że nie warto próbować, zwłaszcza, że już raz udało nam się odebrać sygnał z kosmosu. Sytuacja miała miejsce 15 sierpnia 1977 r. w ramach programu nasłuchu kosmosu SETI (Search for Extra-Terrestrial Intelligence). Przy pomocy radioteleskopu The Big Ear, należącego do Uniwersytetu Stanowego Ohio, udało się odebrać trwający 72 sekundy sygnał spoza Układu Słonecznego. Narastająca intensywność sygnału dała się zapisać w ciągu znaków: 6EQUJ5 (do historii sygnał ten przeszedł pod nazwą  „Wow!signal” – ze względu na dopisek dr. Jerry’ego R. Ehmana, który sporządził notatkę z badań).

Do dziś jednak nie udało się rozszyfrować znaczenia sygnału. Mało tego, w związku z tym, że odebrany został tylko przez jedną z dwóch anten radioteleskopu, nie dało się dokładnie zlokalizować jego źródła. Wiadomo tylko, że chodzi o konstelację Strzelca, około 2,5 stopnia na południe od grupy gwiazd Chi Sagittarii. W przeszłości kilkakrotnie próbowano sygnał wykryć ponownie (m.in. w roku 1987, 1989, 1995, 1996 i 1999), jednak bezskutecznie. Z czasem sam Ehman zwątpił w jego pozaziemskie pochodzenie twierdząc, że to pewnie jakiś orbitalny śmieć odbił sygnał nadawany z Ziemi.

Czego należy szukać?

Czy istnieje więc życie pozaziemskie? Większość osób o tym przekonanych argumentuje, że wszechświat jest tak ogromny, iż niemożliwe jest, by Ziemia była jedyną planetą, na której istnieje życie. Z takim twierdzeniem nie zgadza się jednak laureat Nagrody Nobla, Enrico Fermi. Włoski fizyk uważa, że szacowanie prawdopodobieństwa istnienia pozaziemskich cywilizacji w kontekście skali wszechświata nie jest wystarczające, bo jak dotąd nigdy nie udało nam się pozyskać żadnych wiarygodnych dowodów. Swoje spostrzeżenia zawarł już w roku 1950, w jakże wymownym artykule zatytułowanym „Gdzie Oni są?”.

Jego wywody znane są w astronomii jako paradoks Fermiego: „Wielkość i wiek Wszechświata sugerują, że powinno istnieć wiele zaawansowanych technicznie pozaziemskich cywilizacji. Jednak takiemu rozumowaniu przeczy brak obserwacyjnych dowodów ich istnienia. Zatem albo początkowe założenia są nieprawidłowe i zaawansowane technicznie życie jest znacznie rzadsze niż się sądzi, albo metody obserwacji są niekompletne i ludzkość jeszcze ich nie wykryła, albo metody są błędne i cywilizacja ludzka poszukuje niewłaściwych śladów”.

Pozostaje więc kwestia podstawowego pytania o pozaziemskie życie, bowiem jak powinniśmy je zdefiniować? Jednym z najczęściej powtarzanych błędów jest założenie, że jeśli cokolwiek organicznego żyje w kosmosie musi być rozumne. Do tej pory nie udało nam się natrafić nawet na ślad bakterii. Nadal opieramy się na przypuszczeniach typu: kiedyś mogły tam istnieć warunki do istnienia życia. Może najpierw należałoby więc zmienić wyobrażenia o tym czego należy szukać?

Autor: Kamil Nadolski

Dodaj komentarz