Marzenia o nieśmiertelności

wiedza i życie logo

Już niedługo śmierć da się oszukać. Wystarczy poddać się hibernacji i poczekać na czasy aż ludzkość poradzi sobie z problemem przemijania. Entuzjaści krioniki wierzą, że do życia przywróci ich biotechnologia.

W połowie czerwca w Instytucie Przyszłości Ludzkości Uniwersytetu Oksfordzkiego  zapanowało lekkie poruszenie. Trzech tamtejszych naukowców ogłosiło światu, że chce, aby po śmierci ich ciała zostały zamrożone w ciekłym azocie. Oczywiście z nadzieją, że w przyszłości uda się je przywrócić do życia.

Stuart Armstrong, matematyk specjalizujący się w biochemii obliczeniowej i jeden ze śmiałków zapowiedział, że podobną „polisę” zafunduje swojej żonie i dopiero co narodzonemu dziecku. Dzięki umowie z firmą Cryonics Institute, ma nadzieję na życie po śmierci. Koszt zabiegu to 28 tys. dolarów. Inną strategie obrali jego koledzy, Nick Bostrom i Andres Sandberg, którzy wybrali usługi firmy Alcor. Ci zdecydowali się na pośmiertne zamrożenie samych… mózgów.

– Mam nadzieję, że za 100-200 lat rozwiniemy technologię, która pozwoli mnie ożywić i wyleczyć ewentualną chorobę, na którą umrę – mówi Sandberg. Na pytania o to, jak wyobraża sobie ewentualne funkcjonowanie w przyszłości, odpowiada nieco ironicznie, choć z całkowitą powagą. – Wierzę, że w tym czasie będziemy już mogli „na żywo” podłączać się do komputerów. Mam nadzieję, że po wskrzeszeniu zawarte w mojej głowie dane dotyczące wspomnień i osobowości będzie można ściągnąć do komputera – tłumaczy.

Większość naukowego środowiska na tego typu doniesienia reaguje ironicznym uśmiechem. Bo niby jak można wierzyć, że komuś uda się nas wskrzesić. Fakt, taka wizja przyszłości, choćby oddalonej o setki lat, jest niezwykle kusząca, ale czy w ogóle realna?

Wbrew obiegowym wizjom fantastów i autorów science-fiction, nie ma możliwości zamrożenia naszego ciała za życia. Podstawowa zasada brzmi: jeśli chcesz skorzystać z zabiegu krio- lub neuroprezerwacji (czyli zamrożenia w ciekłym azocie całego ciała lub tylko mózgu), musisz najpierw umrzeć! Czemu więc ludzie wierzą, że zostaną wybudzeni (to pierwszy błąd językowy, bo ochotnik przecież nie śpi, lecz nie żyje) w przyszłości, która zapewni im dalsze życie? Bo to, jak pojmujemy dzisiaj śmierć, może diametralnie różnić się od tego, jak potraktujemy ją za kilkadziesiąt lub kilkaset lat, twierdzą entuzjaści.

Prawo do hibernacji

Eksperymenty z zamrażaniem żywych stworzeń i przywracaniem ich do życia wcale nie mają korzeni w XX wieku. Pionierem tych badań był Benjamin Franklin (1706-1790), amerykański polityk i wynalazca, który zamrażał muchy, tylko po to, by odmrażać je z powrotem. Co ciekawe obiekty jego badań przeżywały. Jak twierdził uczony, cały sukces tkwi w stopniowym zamrażaniu i odmrażaniu żywego organizmu. Nie można robić tego zbyt szybko. Pamiętajmy, że było to blisko sto lat przed skropleniem azotu.

Czy możliwe jest jednak, aby udało się powtórzyć ten sukces z większymi ssakami, a tym bardziej z ludźmi? Niekoniecznie. Nigdy jeszcze nie zamrożono żywego człowieka, przynajmniej oficjalnie. Powód jest bardzo prozaiczny. Szanse na jego przeżycie są równe zeru. Już większe ssaki nie przeżywały eksperymentów. Przynajmniej w większości, bo w 2007 r. na Kongresie Amerykańskiego Stowarzyszenia Lekarzy, szef zespołu badawczego BioTime, Hal Sternberg, przypominał, że już w 1992 r. udało mu się przywrócić do życia zamrożonego pawiana. Podobno sukcesem zakończyły się również eksperymenty z owczarkiem niemieckim i legwanem, ale sceptycy twierdzą, że nie sposób porównywać kilkugodzinnego eksperymentu z kilkudziesięcioma latami zamrożenia.

O prawo do zamrożenia jeszcze za życia walczono nawet w sądzie. W 1990 r. domagał się tego Thomas Donaldson, 46-letni matematyk z USA, chory na raka mózgu. Prosił, by zwolnić z odpowiedzialności karnej osoby, które zamrożą jego mózg zanim choroba zniszczy go doszczętnie. Sędzia Ronald Stevens odrzucił możliwość zamrożenia głowy przed oficjalnym stwierdzeniem śmierci (co ciekawe, Donaldson argumentował, że zostało mu góra trzy lata życia – przeżył jeszcze 16).

Dopiero II połowa XX wieku okazała się przełomowa. W latach 60. i 70. o krionice zrobiło się głośno i dowiedzieli się o niej ludzie. Głównie za sprawą pierwszego pacjenta, którego zamrożono zaraz po śmierci. Był nim James Bedford, amerykański psycholog. Zabiegu dokonano w roku 1967. Za ojca tej dziedziny uważany jest jednak Robert Ettinger, założyciel Cryonics Institute (Instytutu Krioniki) oraz związanego z nim Stowarzyszenia Nieśmiertelnych, specjalizującego się w prowadzeniu badań i edukowaniu społeczeństwa z zakresu krioniki, czyli metody kontrolowanego zamrażania ciał. Ettinger zamroził po śmierci swoją matkę, a także dwie żony. Również jego ciało spoczęło w ciekłym azocie.

Grupy Czuwania

Pierwsze pytanie jakie ciśnie się na usta, to techniczna strona całego przedsięwzięcia. Mówiąc najprościej – jak to działa? Otóż zapisując się do jednej z firm i wyrażając zgodę na pośmiertne zamrożenie, przydzielana jest nam tzw. Grupa Czuwania. To ona po naszej śmierci ma za zadanie jak najszybciej przetransportować ciało do laboratorium, by tam poddane zostało krioprezerwacji (tak fachowo nazywa się proces zamrażania ciała w ciekłym azocie, czyli w temperaturze -196°C). Sukces całej operacji zależy bowiem od tego, jak szybko po śmierci uda się przetransportować ciało i poddać je zabiegowi. Z tego powodu przyszli pacjenci noszą na ręku specjalne opaski z instrukcją co należy zrobić i kogo powiadomić, nim na miejsce dotrze wspomniana grupa.

Po przetransportowaniu do firmy, ciałem zajmują się już tamtejsi specjaliści. Oczywiście nie wystarczy włożyć ciała do kapsuły z azotem, bowiem po rozmrożeniu tkanki uległyby zniszczeniu. Dotyczy to zresztą wszystkich organizmów. Jak wyjaśnia prof. Andrzej Zaleski, kierownik Oddziału Niskich Temperatur i Nadprzewodnictwa w Instytucie Niskich Temperatur i Badań Strukturalnych PAN, problem stanowi woda.

– Woda zamarza, a w zasadzie krystalizuje, w postaci drobnych igiełek, które tworzą różnorodne płatki śniegu. Igiełki te rosnąc przebijają ścianki komórek i powodują ich niszczenie. Przykładowo kwiatek zanurzony w azocie robi się co prawda twardy, ale po rozmrożeniu jest jak „przeżuty”. Z tego samego powodu nie stosuje się zamrażania mięsa w temperaturach azotowych. Jest ono po prostu niesmaczne po odgrzaniu – wyjaśnia profesor.

Mając na uwadze ten proces, łatwo wyobrazić sobie w jak katastrofalnym stanie byłyby po rozmrożeniu tkanki człowieka (lub jego mózgu). Naukowcy znaleźli jednak i na to sposób. W tym celu ciało należy odpowiednio spreparować, a więc osuszyć je z wody i wypompować z niego krew. W jej miejsce wstrzykuje się specjalną mieszankę na bazie gliceryny (krioprotektant), którą za pomocą specjalnych pomp, rozprowadza się po całym układzie krążenia. Trwa to nawet do 48 godzin. Proces ten zabezpiecza układ krążenia przed wytworzeniem się kryształków lodu w przestrzeniach międzykomórkowych.

Kiedy ciało jest już gotowe, umieszcza się je w specjalnej nierdzewnej kapsule wypełnionej ciekłym azotem. Zawsze głową do dołu. Czemu? Na wypadek awarii. Gdyby kiedykolwiek zawiodła technika i kapsuła zaczęłaby się rozmrażać, zacznie to robić od stóp. Najważniejszy jest mózg. Z tego powodu niektóre firmy proponują zamrażanie tylko jego (neuroprezerwacja). Zamrożenie samego mózgu bazuje na założeniu, że to on stanowi źródło naszej osobowości, ciało zawsze można będzie odtworzyć.

Głównym kryterium decyzyjnym co do metod działania, jest zgoda na zabieg osoby zainteresowanej krioprezerwacją wyrażona jeszcze za życia. W specjalnym testamencie składa się wówczas szczegółowe dyspozycje dotyczące zabiegu. Nie brakuje przy tym i kontrowersji. Jedną z najgłośniejszych spraw w tej materii była śmierć Teda Williamsa, amerykańskiego baseballisty i celebryty, który zmarł w 2002 r. Jego ostatnią wolą było, aby po śmierci został skremowany, a prochy rozsypane na Florydzie. Dwoje z trojga jego dzieci podważyło jednak testament i zdecydowało poddać go krioprezerwacji. Najstarsza córka wytoczyła im za to proces sądowy. Ostatecznie ciało Williamsa zostało zamrożone, mimo że w oficjalnym testamencie brakowało odpowiedniego zapisu.

Autor: Kamil Nadolski

To tylko fragment tekstu opublikowanego w miesięczniku Wiedza i Życie 10/2013. Cały artykuł dostępny jest w wydaniu papierowym magazynu.

Wiedza i życie, 10.2013, Cywilizacion

Dodaj komentarz