Skarby, które zostawił po sobie Wiktor Janukowycz, pokazują jego bezguście i manię wielkości. Nie różnił się w tej kwestii od innych satrapów.
W Meżyhirii, podkijowskiej posiadłości Janukowycza, nawet brama wjazdowa jest pozłacana. Do 22 lutego było to jedno z najpilniej strzeżonych miejsc w kraju. Nie dziwi więc, że odkąd ochrona uciekła, kolejki ciekawskich do zwiedzania ciągną się kilometrami. A jest na co popatrzeć. Na 135 hektarach kompleksu znajduje się prywatny las, w którym prezydent Ukrainy polował na dziki i jelenie. Do tego spa, klub sportowy, wodospad z grotą, lądowisko dla helikopterów, korty tenisowe, a także pole golfowe i własne zoo. Nie sposób nie zauważyć palmiarni z egzotycznymi roślinami, garażu pełnego luksusowych aut i prywatnej stacji benzynowej. Na pobliskim jeziorze stoi zacumowany galeon, którego pokład kosztem 10 mln dolarów przerobiono na restaurację. Każdy z trzech salonowych żyrandoli wyceniono tam na 140 tys. dolarów, a kieliszki kosztowały gospodarza tysiąc dolarów za sztukę.
Prawdziwe bogactwa znajdują się jednak w pięciokondygnacyjnej willi prezydenta. A tam: sala bilardowa, prywatna cerkiew, strzelnica, 500-metrowy pokój dzienny ozdobiony kanapą ze skóry krokodyla i gabinet ze starymi księgami wartymi tysiące dolarów. Ze znalezionych na miejscu rachunków wynika, że wartość samego pokoiku do picia herbaty to 1,7 mln dolarów. Rezydencja aż świeci od złota. Złote krany, prysznic, nawet sedes. Wszystko to oczywiście za publiczne pieniądze. Utrzymanie rezydencji kosztowało ukraińskich podatników blisko 80 tys. dolarów dziennie.
Złote packi
– To tyrania kiczu – mówi Peter York, brytyjski dziennikarz i autor książki o domach dyktatorów. – W większości przypadków despoci to ludzie z nizin społecznych, którzy do władzy doszli kombinacjami. Muszą się odkuć. W ich pałacach panuje zwykle ten sam dyktatorsko-gangsterski szyk oparty na kulcie złota. Znajdziemy je i w sypialni, i w toalecie.
W ostatnich latach mieliśmy wysyp obalonych despotów. Ich pałace trwały tak długo jak ich władza. Kiedy odeszli, zostawili po sobie niezmierzone bogactwa. Weźmy Muammara Kaddafiego. Jego kompleks Bab al-Azizija w Trypolisie rozpościerał się na 6 km kw. W części mieszkalnej powstańcy znaleźli odlaną z brązu statuę przedstawiającą Afrodytę, a przede wszystkim mnóstwo złota: złote posągi, pistolety i packi na muchy. Oprócz rezydencji były tam koszary wojskowe i skład amunicji, a sieć wielokilometrowych tuneli łączyła kompleks z całą stolicą. W podziemnych zaułkach znajdowały się skrytki wyposażone w broń, maski gazowe oraz wodę, colę, ciasteczka i puszki z tuńczykiem.
Majątek Kaddafiego i jego najbliższej rodziny wyceniono na ponad 150 mld dolarów, co jest absolutnym rekordem (bogactwo Janukowycza oszacowano na 12 mld dolarów). Kaddafi łożył nawet na utrzymanie prywatnego tygrysa w wiedeńskim zoo.
Jednorazowe garnitury
Zanim został obalony w lutym 2011 r., po niemal 30 latach sprawowania władzy, prezydent Egiptu Hosni Mubarak zamieszkiwał w pałacu Heliopolis liczącym 55 apartamentów i 400 pokoi. Mubarak kupował też liczne rezydencje w luksusowych dzielnicach Londynu, Paryża, Madrytu, Dubaju, Nowego Jorku, Los Angeles i Waszyngtonu. Jego fortunę szacuje się na 70 mld dolarów. Pieniądze pochodziły głównie z zysków firm joint venture należących do członków prezydenckiej rodziny. To, co zostało po zakupach, trafiało na konta w brytyjskich i szwajcarskich bankach. Podobnie jak w przypadku innych przywódców liczenie majątku trwa latami, bo sprzeniewierzone środki są zazwyczaj starannie poukrywane.
Słabość do zbytku miał także Zin al- -Abidin Ben Ali, który rządził Tunezją od 1987 do 2011 r. W jego rozsianych po całym kraju posiadłościach znaleziono m.in. posągi lwa, pumy i pantery wykonane z kutego złota, kryształowe konie, srebrne drzewo oliwne, zabytkowe zegary, a także kilkadziesiąt dywanów wycenianych na 5 tys. euro za sztukę. Na osłodę wygnania żona Ben Alego zabrała z sobą 1,5 tony złota ze skarbca banku centralnego. By odzyskać część sprzeniewierzonych pieniędzy, sprzedawano później osobiste przedmioty prezydenckiej pary, w tym ciuchy. I tak dobrze, bo na przykład Nicolae Ceaușescu nigdy nie zakładał dwa razy tego samego garnituru, a każdy po użyciu kazał palić.
Wskrzesiciel Babilonu
Poza brakiem gustu większość dyktatorów cierpi na manię wielkości. Saddam Husajn uwielbiał się porównywać do starożytnego władcy Nabuchodonozora II, dlatego wznosił budowle odpowiadające jego rzekomej potędze. Pałac nazwany jego imieniem kazał otoczyć murem, a na każdej z 60 mln użytych cegieł znalazł się napis, który ogłaszał Saddama wskrzesicielem potęgi Babilonu. Iracki dyktator miał blisko 80 pałaców. Każdy był bogato zdobiony marmurami i mozaikami sprowadzanymi z najodleglejszych stron świata. Kompleks Pałacu Republikańskiego w Bagdadzie, w którym mieszkał najstarszy syn Saddama – Udaj, miał podjazd w postaci sześciopasmowej autostrady, własny system świateł drogowych, a także zoo.
Saddam nie przebije jednak Turkmenbaszy, zmarłego w 2006 r. przywódcy Turkmenistanu. Ten nawet nazwy dni i miesięcy zmienił tak, by upamiętnić siebie i swoich rodziców. Jego imieniem nazywano gwiazdozbiory i kratery na Księżycu, a wreszcie miejscowi historycy uznali go za potomka Aleksandra Wielkiego. Gęsto stawiano jego górujące nad miastami pozłacane pomniki. W Aszgabacie wysoki na 75 m posąg umieszczono na obrotowej platformie, by zawsze zwracał się w stronę słońca. Do odkrycia pozostało jeszcze sporo. Kiedy świat zobaczył wnętrze willi Janukowycza, w internecie ruszyły zakłady o to, jak żyją takie osobistości, jak Fidel Castro, Robert Mugabe czy Ramzan Kadyrow.
Autor: Kamil Nadolski
To tylko fragment tekstu opublikowanego w tygodniku Wprost (11/2014). Cały artykuł dostępny jest w papierowym wydaniu magazynu.