
Pogrążone w chaosie Kongo to łakomy kąsek dla handlarzy surowcami. Po krwawych diamentach przyszedł czas na krwawy koltan, bez którego nie mielibyśmy telefonów komórkowych.
Rok 2013 był rekordowy pod względem sprzedaży telefonów komórkowych. Do rąk konsumentów trafiło ich ponad 1,8 mld sztuk. Według szacunków w ciągu trzech lat liczba ta wzrośnie o kolejne pół miliarda. W samej Japonii nowy model pojawia się na rynku co cztery dni. W Luksemburgu liczba zarejestrowanych kart SIM znacznie przekracza liczbę mieszkańców, co oznacza, że wiele osób ma więcej niż jedną komórkę. Podczas gdy cały cywilizowany świat korzysta z dobrodziejstw technologicznego postępu, Demokratyczną Republikę Konga (DRK) trawi kryzys humanitarny, największy na świecie od czasów II wojny światowej. Od 1996 r. życie straciło tam ponad 5,5 mln ludzi. Co Kongo ma wspólnego z komórkami? Chodzi o koltan, rudę cennych metali wykorzystywanych w elektronice. 70 proc. światowych zasobów znajduje się właśnie tam.
1.
John Kanyoni jest szefem kantoru Metachem w Gomie, stolicy prowincji Kiwu Północne we wschodniej części Konga. Jego firma zajmuje się skupem i eksportem koltanu. Kanyoni zapewnia, że każdy kilogram surowca pochodzi z legalnych źródeł. Podobne deklaracje składają jego koledzy po fachu. Tylko jeden z nich, który zastrzega anonimowość, mówi bez ogródek: – Nawet gdybym chciał kupować legalny koltan, nigdy nie będę pewny, skąd naprawdę pochodzi.
Długi i zawiły łańcuch powiązań, jaki tworzą pośrednicy handlujący kongijskimi minerałami, od lat mają na oku działacze organizacji pozarządowych. – Handlarzom jest na rękę panujący w kraju chaos, bo wtedy mogą kupować surowce za grosze – tłumaczy „Wprost” Kambale Musavuli z organizacji Friends of the Congo. Koltan stał się dziś w Afryce bogactwem bardziej pożądanym niż diamenty, ponieważ zawiera tantal, niezwykle rzadki metal niewystępujący w czystej postaci. Tantal jest odporny na bardzo wysokie temperatury, dlatego wykorzystuje się go w układach naprowadzania rakiet, przy produkcji pancerzy czołgowych czy w poszyciach promów kosmicznych. Główne zastosowanie znajduje jednak w elektronice, bo umożliwia produkcję bardzo małych kondensatorów, niezbędnych do działania telefonów komórkowych, iPhone’ów, odtwarzaczy mp3, laptopów czy konsoli do gier.
Cena bogatego w tantal koltanu na europejskim rynku wynosi dziś około 400 dolarów za kilogram. W Kongu są miejsca, gdzie można go kupić 100 razy taniej. I choć to Australia, Brazylia i Kanada oficjalnie odpowiadają za 80 proc. światowej sprzedaży koltanu, to dwie trzecie jego zasobów znajduje się w pochłoniętym wojną Kongu. Kilka lat temu ze względu na wojnę domową i łamanie praw człowieka ONZ zakazała pozyskiwania koltanu w rejonie kongijskiego konfliktu. Ale firmy omijają zakaz.
2.
Demokratyczna Republika Konga była swego czasu jednym z afrykańskich liderów w wydobyciu cennych surowców. Kraj ten dostarczał Zachodowi 50-60 proc. kobaltu czy ponad 60 proc. diamentów. Znaczenie kraju wzrosło po 1945 r. w związku z zapotrzebowaniem na uran wykorzystywany do produkcji broni jądrowej. To z kongijskiej rudy uranu zostały wyprodukowane pierwsze amerykańskie bomby atomowe, w tym te zrzucone na Hiroszimę i Nagasaki. Dziś przyszedł czas na koltan.
Po krwawej dyktaturze Mobutu Sese Seko (1965-1997) Kongo topi się we krwi plemiennych waśni, które się zaczęły w 1994 r. Kiedy w sąsiedniej Rwandzie doszło do rzezi kilkuset tysięcy osób z plemienia Tutsi dokonanej przez bojówki Hutu, z pomocą wkroczyły wojska Burundi i Ugandy. Ponad 2 mln Hutu uciekło wówczas do wschodniego Zairu (dawna nazwa dzisiejszej DRK). Wśród cywilów, którzy się bali odwetu, ukryli się zbrodniarze. To oni założyli w Kongu Demokratyczny Front Wyzwolenia Rwandy (FDLR). Wspierani przez dyktatora Mobutu walczyli i z Tutsi z Rwandy, i z Tutsi ze wschodnich prowincji Konga. Dzięki międzynarodowej interwencji zostali rozbici, a przywódca wschodniokongijskich Tutsi Laurent-Désiré Kabila przejął władzę w kraju. Niedobitki FDLR i kilkadziesiąt odłamów innych grup rebeliantów pogrążają kraj w wojnie domowej. Nawet wojska Narodów Zjednoczonych niewiele mogą pomóc, choć tamtejsza misja stabilizacyjna jest największą i najdroższą w historii organizacji. Aby się utrzymać i dozbrajać, rebelianci rabują i terroryzują ludność cywilną. Przejmują kontrolę nad kopalniami koltanu. Głównie za ich sprawą co roku przemyca się za granicę 12 ton surowców o wartości blisko 500 mln dolarów. Zmuszają ludzi, także dzieci, do niewolniczej pracy, rabują ubogim górnikom cały urobek, a do kontrolowanych przez siebie kopalń sprowadzają porwane kobiety, które gwałcą i torturują.
Anneke Van Woudenberg z organizacji Human Right Watch: – Kongo to jedno z najgorszych miejsc na świecie, aby się urodzić kobietą. Podczas jednej z moich podróży poznałam 15-letnią dziewczynę, która została porwana i zgwałcona przez rebeliantów. Trzymali ją przez trzy miesiące nagą w wykopanej w ziemi dziurze. Każdego dnia wyciągali ją stamtąd i gwałcili. Nawet gdy zaszła w ciążę. – Gwałt destabilizuje całą społeczność. Kiedy rebelianci wkraczają do wioski, gwałcą wszystkich – dodaje Nita Evele z Congo Global Action. Rebelianccy lordowie kontrolują dziś połowę z blisko 200 kongijskich kopalni koltanu. Reszta jest w rękach armii rządowej.
3.
W kraju, gdzie 69 proc. mieszkańców cierpi głód i skrajną nędzę, nietrudno o tanią siłę roboczą. Patrick Nyemarali, 21-letni górnik z Mubi w regionie Walikale, opowiada, jak każdego dnia przemierza kilka kilometrów, by za pomocą prymitywnych narzędzi zarobić na jedzenie: – Codziennie ryzykujemy życie, schodząc do kopalni. Nie mamy kasków ani odzieży ochronnej. Kopalnia w każdej chwili może się zawalić. Aby się dobrać do koltanu, trzeba kopać bardzo głęboko. Wydobywa się go bez użycia maszyn. Prymitywne stropy grożą zawaleniem. Ciasno stłoczeni „kopacze” to najczęściej dzieci, bo one łatwiej docierają do trudno dostępnych szybów.
Worki z koltanem ważące po kilkadziesiąt kilogramów górnicy zanoszą do najbliższego kantoru, czasami oddalonego o kilka dni drogi. Stamtąd surowiec trafia najpierw do sąsiednich Rwandy, Ugandy lub Burundi, które dystrybuują go dalej poza kontynent – do Malezji lub Chin, gdzie jest mielony na proszek i mieszany z surowcami z Australii, Kanady czy Brazylii. Po przetopieniu rudy na metal prawie niemożliwe jest wskazanie jego pochodzenia. Wydzielony tantal jest następnie sprzedawany producentom podzespołów i wytwórcom urządzeń elektronicznych w Europie i USA.
ONZ wspólnie z organizacją Global Witness śledzą firmy zamieszane w nielegalny handel koltanem. Raporty obu instytucji wymieniają łącznie 125 podmiotów z całego świata, w tym takie giganty jak Eagle Wings Resources International, H.C. Starck, Forrest Group, Thaisarco czy OM Group. Żadna firma nie przyznaje się do pozyskiwania koltanu z nielegalnego źródła.
4.
Najwięksi producenci elektroniki nakazali dostawcom, by nie używali surowców, jeśli jest podejrzenie, że dochody z ich sprzedaży finansują wojnę w Kongu. Większość firm oficjalnie krytykuje wykorzystywanie kongijskich kopalń. Przez wiele lat nie ujawniały jednak dokumentów zdradzających pochodzenie surowca. Od niedawna muszą to robić na terenie Stanów Zjednoczonych. Przyjęta przez Kongres ustawa nakłada na wszystkie spółki notowane na Wall Street obowiązek publikowania informacji, skąd biorą złoto, tantal, cynę i wolfram. Podobnych regulacji ciągle brakuje w innych krajach. Jedynym słusznym rozwiązaniem wydaje się udoskonalenie systemu certyfikacji surowców, który pozwoli śledzić ich trasę od kopalni aż po fabrykę podzespołów. W przeciwnym wypadku nasze komórki nadal będą ciągnęły za sobą krew, pot i łzy Kongijczyków. A popyt Zachodu na elektronikę stale rośnie.
Autor: Kamil Nadolski
To tylko fragment artykułu, który ukazał się w tygodniku Wprost 3/2014. Cały tekst dostępny jest na na łamach magazynu.